Dawno nie byliśmy na sushi, dlatego pora nadrabiać zaległości! Tym bardziej, że na południu Wrocławia otworzyło się nowe, specjalizujące się w sushi i bao Plum Sushi & Bao. Co zjadłem? Jakie są moje wrażenia? Co spodobało mi się najbardziej? Ile zapłacimy? Wszystkiego dowiesz się z tego wpisu!
ZAPRASZAM NA MOJE KONTO NA INSTAGRAMIE. KLIKNIJ TUTAJ!
Lokalizacja i wnętrze
W pierwszej połowie listopada 2023 roku, przy ul. Strachowskiego 24 otworzył się koncept sushi o intrygująco brzmiącej nazwie Plum Sushi & Bao. Nie jest to pierwsza tego typu restauracja na Ołtaszynie. W tej okolicy możemy znaleźć chociażby Sushi Naka Naka, Koi Sushi, wcześniej znajdowały się tu również Szajnochy 11 Ołtaszyn. Czy Plum ma predyspozycje do tego żeby zdobyć zaufanie i kubki smakowe mieszkańców tej części Wrocławia? Sprawdźmy to!
Jak myślę o tytułowej śliwce, to pierwszym skojarzeniem jest oczywiście kolor fioletowy. To właśnie ten vibe i klimat czuć od samego wejścia. Wnętrze jest nowocześnie urządzone i próżno szukać tu charakterystycznych dla azjatyckich restauracji orientalnych akcentów. I bardzo dobrze! Z głośników leci luźna muzyczka, ze ścian intensywnie projektują fioletowe neony, a przytulności nadaje licznie występująca roślinność. Wnętrze jest naprawdę świetnie przemyślane – od sali, po bar, a nawet piękną toaletę. Tu definitywnie chce się spędzić dłuższą chwilę!
Co zjemy?
W karcie Plum królują oczywiście sushi i bao. Znajdziemy w niej także klasyczne przystawki, które bardzo często możemy znaleźć w tego typu miejscach. Mowa m.in o tatarach z tuńczyka/łososia, edamame, kimchi, krewetkach w tempurze czy goma wakame. Sushi możemy zamówić w postaci pojedynczych rolek, nigiri, sashimi lub skorzystać z gotowych propozycji w postaci zestawów. Do picia do wyboru mamy klasyczne ciepłe i zimne napoje oraz kartę koktajlową. Z tego co usłyszałem niedługo będzie można się tu napić również piwka. Pozycje znajdujące się w menu Plum znajdziecie klikając TUTAJ.
Szybkie spojrzenie na kartę i pierwsze wnioski. Jest drogo… Ja wiem, że owoce morza, wiem, że ryby, wiem, wiem, wszystko wiem. Jest drogo, ale jak niejednokrotnie podkreślałem w swoich wpisach – czasy, w których sushi mogliśmy zjeść tanio już dawno są za nami. Porównałem również cenniki okolicznych suszarni i jak na moje oko ceny są zbliżone. To co? Zabieram się do zamówienia!
Na przystawkę zamawiam kimchi ze śliwkami i orzeszkami gochujang (16 zł). Spośród 8 opcji bao (2 szt.) wybieram to z kaczką, dżemem śliwkowym, pak choiem i nasturcją (42 zł) oraz nogami kraba, majonezem limonkowym i żelem z cytryny (59 zł). Zamawiam także Zestaw I (17 szt.) składający się z futomaków z tatarem z łososia, futomaków maguro tataki (smażone grzyby shimeji/rukola/oshinko/tuńczyk tataki/majonez cytrusowy /sriracha) oraz uramaków kombufish (serek/jarmuż smażony/konfitowana dynia/ryba sezonowana w kombu/majonez cytrusowy) (95 zł). Analizując składy wszystkich zestawów przyszedł mi do głowy kolejny wniosek. Zdecydowanie brakuje mi w nich obecności rolki w tempurze lub panko. Wiecie co najczęściej sprawia, że decyduje się odwiedzić restaurację, zamiast zamawiać sushi do domu? To właśnie możliwość zjedzenia ciepłej, świeżej i chrupiącej rolki w tempurze. Ja wiem, że takową można sobie oczywiście domówić, ale to wiąże się z dodatkowymi i i tak niemałymi już kosztami. Może fajnie byłoby stworzyć zestaw, który spełniłby oczekiwania osób, które również podzielają entuzjazm do rolek podawanych na ciepło? Zabieram się do jedzenia.
Pierwsze na front trafia kimchi ze śliwkami i orzeszkami gochujang. Okazuje się bardzo smaczne, z fajnie zróżnicowanymi strukturami. Odnotowałem oczywiście obecność wymienionych w pozycji śliwek, ale w obliczu bardzo intensywnego smaku kimchi, są one praktycznie niewyczuwalne. Spodziewałem się również, że będą dodawać całości bardziej wędzonego klimatu, ale trochę zniknęły bez śladu. Nie mniej jednak na pobudzenie apetytu to bardzo przyjemna przystawka. Oczywiście jeśli ktoś lubi kimchi, bo to nie jest wcale takie oczywiste.
Kolejne w kolejce ustawiają się bułeczki bao. Muszę powiedzieć, że zdecydowanie bardziej smakowała mi wersja z kaczką. Co należy podkreślić, to bardzo fajna jakość bułeczki. Była delikatna, idealnie ciepła i wilgotna. Kaczka jak wiadomo lubi się ze słodkim więc bardzo fajnie pasowała do śliwkowego dżemu. Coś na co muszę jednak zwrócić uwagę to fakt, że całość jadło się bardzo ciężko. Ciężko było tą kaczkę przegryźć, praktycznie każdy kęs niesamowicie męczył i zabierało to przyjemność z jedzenia. Przyjemne walory smakowe poddały się niestety praktyczności. Szkoda.
Bao z nogami kraba to pozycja, która od początku znalazła się na mojej liście must eat. Zastanawiająca była dla mnie sygnowana w karcie fuzja tych wszystkich smaków. Niestety całość okazała się mocno rozczarowująca. Zacznijmy od nogi kraba, której zdecydowanie brakowało “mięsistości”. Zamawiając np. krewetkę w tempurze czujemy swego rodzaju sprężystość, czujemy, że coś gryziemy. Tutaj odnoszę wrażenie, że mało było tej finalnej treści, a chrupała tylko tempura. Dodatkowo w nodze znajdowało się coś w rodzaju ciągnącej się skóry/siatki? Ciężko to nawet nazwać, ale z kuchni otrzymałem odpowiedź, że są to czasem występujące u kraba błony. Nie wiem – może…, ale zdecydowanie bym tej pozycji nie polecił. Była również zdecydowanie zbyt kwaśna i był to jedyny smak jaki dało się wyczuć. Za cenę 59 zł? Okrutne rozczarowanie.
Na koniec zobaczmy jak wygląda kwestia sushi. Coś co od razu rzuciło się w oczy, to jego piękna prezencja. Widać tu dbałość o szczegóły, całość jest bardzo estetycznie podana i definitywnie zachęca do jedzenia. Zacznijmy od ryżu. Pamiętacie co napisałem wyżej odnośnie mojej motywacji zjedzenia sushi w restauracji? Dla mnie kolejną zachętą jest właśnie świeży, wilgotny, pulchny, jeszcze delikatnie ciepły ryż. Tutaj niestety mam wrażenie, że całość była mocno zbita, ryż był twardawy i nie czuć było jego słodko-słonej octowości. Co prawda rolki były zwinięte bardzo solidnie, nie rozklejały się, ale to zdecydowanie nie było to czego oczekiwałem. Jeśli chodzi o ryby czy półprodukty, to absolutnie nie można się do niczego przyczepić. Rybka była świeża, a stosunek proporcji ryżu do wewnętrznych składników był jak najbardziej w porządku. Finalnie dla mnie to jednak trochę za mało.
Wizytę w Plum postanawiam sobie trochę osłodzić, dlatego domawiam tiramisu. Przyjemne, kremowe i kawowe. Czasami na dnie natrafiały się twardsze, nierozmiękczone biszkopty, ale poza tym okej.
Podsumowanie
Plum Sushi & Bao to miejsce, które przez pryzmat swojej lokalizacji oraz świetnego wnętrza ma ogromne predyspozycje. Bardzo spodobał mi się tutejszy luźny klimat, w którym (na szczęście) próżno szukać tego sztucznego, orientalnego nadęcia. To oczywiście kwestia gustu, ale jak dla mnie potykamy się tu o fundament – a tym jest oczywiście jedzenie. Wychodząc do restauracji, w której zakłada się wydanie znaczącej kwoty pieniędzy, człowiek chciałby z niej wyjść usatysfakcjonowany. U mnie niestety się to nie udało… W każdej z zamówionych pozycji można wskazać rzeczy do poprawy, a to po prostu uniemożliwia mi polecenia tego miejsca z czystym sumieniem. Mimo bardzo serdecznej i uśmiechniętej obsługi widać też podstawowe braki organizacyjne. Te z oczywistych, rozruchowych względów puszczam w zapomnienie. Obserwując media społecznościowe Plum domniemam, że miejsce to tworzy młoda, zajawkowo nastawiona ekipa. Biorąc to pod uwagę bardzo, bardzo, bardzo mocno trzymam kciuki za rozwój tego projektu i za wyciągane na bieżąco wnioski. Mam nadzieję, że jak zobaczymy się następnym razem, to nie będzie żadnego ale! Nie uważam żeby sushi konkurencja na południu Wrocławia była zabójcza, ale coś co ją wyróżnia to spore zaufanie lokalnych mieszkańców. Trzeba będzie o nie zawalczyć. A Wy? Mieliście już okazję odwiedzić Plum Sushi & Bao? Jestem bardzo ciekaw Waszych opinii o tym miejscu! Możecie się nimi podzielić w komentarzu.
PLUM Sushi&Bao
Ul. Strachowskiego 24,
52-210 Wrocław,
tel. 780 711 001
Ceny podane we wpisie z różnych przyczyn mogą się zmienić więc przed odwiedzeniem restauracji
warto zapoznać się z aktualnym cennikiem.