Nadszedł czas na zapowiadaną relacje z restauracji Czary Mary, która znajduje się na placu konstytucji w hotelu Ibis. Dosłownie dwa kroki od Dworca Głównego. Szczerze przyznam, że nie jest to okolica, którą odwiedzam nadzwyczaj często jednak zachęcony poleceniem koleżanki wybrałem się spróbować kuchni tej restauracji.
Czy było warto? Czy zostałem oczarowany smakami? Odpowiedź w treści.
Miejsce
Tak jak wspominałem restauracja znajduje się w hotelu Ibis. Żeby się do niej dostać trzeba wejść tym samym wejściem co do hotelu. Co ważne, do restauracji nie wejdziemy przez ogródek.
Wnętrze lokalu jest bardzo przestronne. Znajdziemy tu kilka wygodnych stolików, a na ścianie rzucają się w oczy obrazy nawiązujące do Alicji w Krainie Czarów.
Postanowiłem jednak usiąść na ogródku, ponieważ żal było nie skorzystać ze słonecznej pogody.
Jedzenie
W Czary Mary skorzystałem z możliwości zamówienia menu degustacyjnego, co jest dobrą opcją kiedy chcemy spróbować większego wachlarzu dań w danym miejscu.
Na powitanie otrzymałem przyjemny starter. Był to kremowy serek, z szynką parmeńską, jajkiem przepiórczym oraz pomidorkiem, podane z ziemniaczanym krokietem. Samo danie bardzo proste, kremowe, miło pobudzające apetyt jednak mimo małej porcji, delikatnie zapychające.
Czas na przystawkę, która mocno mnie oczarowała. Była to burrata podana z żółtymi pomidorami, jeżynami, octem balsamicznym i posypką z kruszonych pistacji [38 zł]. Rewelacyjne połączenie! Dawno nie jadłem tak odświeżającego i przyjemnego dania. Delikatnie słodko-kwaskowy smak jeżyn doskonale połączył się z octem balsamicznym i słodkim pomidorem. Do tego ta kremowa burrata z pistacjami… Świetny smak oraz kompozycja z idealną różnorodnością struktur.
Kolejnym daniem był tatar wołowy w tradycyjnym wydaniu – z piklami, szalotką i żółtkiem, marynowanymi grzybami i czipsem z parmezanu [42 zł]. Tatar bardzo poprawny. Jak dla mnie ciut za mocno posiekany. Świetnym dodatkiem mogły być również grzybki, jednak ich smak nie był aż tak mocno wyczuwalny. Oryginalnym składnikiem okazał się jednak czips z parmezanu, który przyjemnie chrupał i dodał całości serowego posmaku. Podsumowując, jest bardzo okej.
Kolejne danie to veloute szpinakowe z kozim serem i brokułem [22 zł]. Nie będę ukrywał, że nie zostałem fanem tej pozycji. Nie dlatego, że była niedobra… To po prostu totalnie nie moje smaki. Spodziewałem się tu bardziej kremowej konsystencji i bardziej konkretnego, intensywnego wyrazu. Porcja była dość spora przez co ciężko było ją dokończyć. Ciężko było także określić sam smak zupy. Nie czuć było ani szpinaku jak i brokuła. Składnikiem, z którym nie miałem wątpliwości był jedynie kozi ser. Drugi raz z pewnością bym sobie odpuścił, szczególnie, że czekały na mnie kolejne dania.
Następnie przyszła pora na intermezzo, którym okazał się sorbet z mango posypany różowa bezą. Świetne połączenie orzeźwiającego, świeżego mango i mięty ze słodką, bezową posypką. Po ciężkiej walce z zieloną zupą, żółty kolor kojarzył mi się od tej pory z przyjemnym ukojeniem.
Kolejne danie to polędwica z dorsza z puree ziemniaczanym, solirodem, sosem prosecco i brokułami [58 zł]. Trwa czarodziejski powrót na dobre tory. Dorsz był delikatny i co ważne niewysuszony. Puree ziemniaczane jest raczej standardowym dodatkiem do ryby, ale clue potrawy okazała się oryginalna w smaku piana sosu prosecco. Nawet ciężko opisać ten smak. Jest lekko słodko, wytrawnie, musująco i nad wyraz ciekawie. Do całości nie mam praktycznie większych zastrzeżeń. Zastanawiam się jedynie nad sposobem podania. Być może lepiej byłoby skąpać dorsza w sosie prosecco, a puree podać oddzielnie.
Moja pierwsza myśl kiedy zobaczyłem kolejne danie? Gdzie ja to zmieszczę… Na stół trafiły skoki z królika z gołąbkiem z białą kaszą gryczaną, marchwią, boczniakiem i sosem cielęcym, podany z jarmużem [54 zł]. Całe danie bardzo efektownie podane, tak samo jak efektowna okazała się porcja. Myślę jednak, że całość znacznie łatwiej dałoby się zjeść z szerszego talerza. Co do królika – co prawda nie był suchy, ale wyraźnie zabrakło tutaj więcej sosu lub jakiejś wilgotnej surówki. Szczególnie ta druga byłaby idealnym zamiennikiem dla niestety zbyt słonego, suchego jarmużu. Najmocniejszym punktem okazał się gołąbek, który był bardzo smaczny i wybił się na tle całości. Danie nie oczarowało mnie na tyle, żebym chciał zamówić je ponownie.
Przyszedł wreszcie czas na deser, którym był mus jagodowy, z tapioką z mango oraz jagodami [18 zł]. Mam lekko mieszane uczucia bo deser był smaczny, ale odrobinę za słodki i mdły. Słodki był mus, kruszonka jak i tapioka z mango. Tą zabójczą słodycz próbowały okiełznać jagody, jednak na dłuższą metę akcentów przełamujących słodycz było zbyt mało. Z każdym kęsem przyjemność z jedzenia niestety się ulatniała. Ogólnie do zjedzenia, ale raczej więcej bym nie spróbował.
Podsumowanie
Czary Mary, co tu z Tobą zrobić… W karcie restauracji znajdziemy z pewnością dania, które będą smaczne, zaskakujące i oczarują niejednego miłośnika dobrego jedzenia. Znajdziemy tu także pozycje, które mogły być wyczarowane złamaną różdżką Rona Wesleya – choć może to jedynie kwestia gustu i indywidualnego poczucia smaku? Patrząc na ceny – nie jest również tanio. Warto się wybrać i sprawdzić czy na Was zadziała magia Czary Mary.
Jesteśmy w kontakcie!
Czary Mary
plac Konstytucji 3 Maja 3,
50-083 Wrocław
Tel.: 71 733 48 20
Ceny podane we wpisie z różnych przyczyn mogą się zmienić więc przed odwiedzeniem restauracji
warto zapoznać się z aktualnym cennikiem.