W połowie września 2023 roku na wrocławskim rynku otworzyła się restauracja, która rozbudziła wielkie nadzieje zarówno wśród smakoszy smacznej kuchni, jak i fanów kryminalnych powieści Marka Krajewskiego. To właśnie tutaj serwowane są interpretacje dań, jakie w czasach Breslau konsumował komisarz policji Eberhald Mock. Właściciele restauracji przekonują na swoich mediach społecznościowych, że jest to miejsce, w którym każdy posiłek opowiada historię. Nie wiem tylko czy z taką historią chciałbym się kiedykolwiek zapoznawać. Co zjadłem? Ile zapłaciłem? Jakie są moje wrażenia? Przed Wami Restauracja Mock!
Lokalizacja i wnętrze
Restauracja Mock znajduje się przy ul. Świdnickiej 9 we Wrocławiu. Kiedyś funkcjonował tu sklep odzieżowy, teraz sam wygląd zewnętrzny „witryny” zaprasza żeby wejść do środka. To miejsce, które podczas spaceru zwraca uwagę i kusi swoim retro charakterem.
Pięknie prezentuje się również wnętrze restauracji. Jest niezwykle eleganckie, urządzone z klasą, w stylu art deco, ale z nowoczesnymi dodatkami. Można zauważyć retro stoły, marmury, sporą ilość roślin i kwiatów oraz akcenty, które nawiązują do symboliki Wrocławia. Bardzo spodobały mi się miejsca na podeście, dzięki którym stajemy się częścią „wystawki” i mamy widok na rynek. Do tego piękne złote zasłony i drewniane elementy. Co ja będę opowiadał… Zobaczcie sami!
Co zjemy?
Jak zdążyłem już wskazać, tutejsza kuchnia nawiązuje do czasów Breslau i kuchni uwielbianej przez bohatera powieści kryminalnych Marka Krajewskiego – Eberharda Mocka. W karcie znajdziemy m.in. tatara z polskiej jałówki, galert ze szłapy i golonki, żurek na chrzanie, flaki z boczniaka, roladę wołową, sznycel cielęcy, pierogi z bryndzą czy też pierś z kaczki. Podczas mojej wizyty w lokalu niedostępne były pozycje alkoholowe, ale można napić się klasycznych zimnych napojów, kawy czy herbaty. Aktualne menu restauracji znajdziesz klikając TUTAJ.
Postanowiłem zamówić tatara z polskiej jałówki z piklami w zalewie żubrowej, wędzonym żółtkiem, majonezem lubczykowym (43 zł), żurek na chrzanie z grzybami leśnymi, ziemniakami, jajkiem i wędzonym pstrągiem (32 zł), gicz jagnięcą z sosem własnym, puree maślanym, pomidorem i brukselką (118 zł) oraz pierś z kaczki z redukcją z czerwonego wina, pieczonymi pierogami z jabłkiem, grillowaną kapustą i majonezem truflowym (79 zł).
Zaczynamy od przystawki, czyli tatara. Na stół trafia mięso zaserwowane na dość dziwnym, wygiętym w kąt 90 stopni talerzu. Ani to ładne, ani praktyczne – zdecydowanie przekombinowane. Wraz z pierwszym widelcem w ustach pojawiają się turbulencje. Tatar wyglądał całkiem przyjemnie, a w smaku? Płaski, niedoprawiony, konsystencją przypominający mielonkę. Smak żadnego z dodatków nie był wyczuwalny, a kropką nad i okazało się podawane do tatara pieczywo. Niczym wyciągnięte z zapakowanego w folię, krojonego bochenka prosto z marketu. I żeby było jasne! Ja nie mam z takim pieczywem żadnego problemu… Ale rozmawiamy o przystawce, która kosztuje 43 zł! Niestety tragedia i to przez duże T.
Wcale nie lepiej zaprezentował się żurek, który co prawda był dość treściwy, ale swoją kwaskowatością zabił smak wszystkich dodatków… A być może to te dodatki wcale nie miały smaku? Biorąc pod uwagę historię z tatarem wcale by mnie to nie zdziwiło. Nie czuć było chrzanu, nie czuć było grzybów, nie czuć było wędzonki i pstrąga. Chyba najlepsze z całości były ziemniaki, co nie świadczy chyba najlepiej o tym żurku. Nie mówiąc już, że kosztował 32 zł! Biorąc pod uwagę zarówno porcje jak i walory smakowe – pozostawię to bez komentarza.
Kolejna na stole zaprezentowała się monumentalna gicz jagnięca. Mięso było delikatne, ale w smaku totalnie byle jakie. Całość miała charakter mocno stołówkowy, żeby nie powiedzieć – lekko szpitalny. Tej interpretacji niewątpliwie sprzyjały dodatki, czyli po prostu ziemniaki, marchewka, pomidory i brukselka. Genialne połączenie rodem z Kamieńskiego! Coś co boli najbardziej to fakt, że jest to najdroższa pozycja z całej karty. Dla mnie jest to totalnie niezrozumiałe. Ba… W smaku tej pozycji nie poleciłbym nikomu, nawet gdyby była ponad o połowę tańsza! Kolejne mega słabe danie w Mocku.
Szczęściem w tym całym wielkim nieszczęściu okazała się jednak kaczka. Była świetnie przygotowana, delikatna, z chrupiącą skórką. Tutaj wszystkie dodatki pasowały do siebie rewelacyjnie. Smaki świetnie się uzupełniały – w szczególności majonez truflowy, grillowana kapusta i pieczone, kruche pierogi z jabłkami, które w smaku przypominały szarlotkę. Gdyby w Mocku wszystkie dania były tak smaczne jak ta kaczka, to goście wpadaliby tu drzwiami i oknami. Zazwyczaj wizytę w każdym miejscu kończę deserem, ale mój finalny niesmak był na tyle duży, że zdecydowałem się po prostu odpuścić.
Podsumowanie
Jako pasjonat historii uwielbiam koncepty kulinarne, które chcą czerpać z bogatej przeszłości naszego miasta. Niesamowicie ostrzyłem sobie zęby na piękną w teorii ideę spaceru po Breslau oraz na “odkrywanie smaków, za którymi kryje się historia”. Marek Krajewski znany jest z pisania świetnych kryminałów, Restauracja Mock kryminał zaserwowała na talerzu. Używając dość mocnego określenia “kryminał”, odnoszę się jak zawsze do stosunku jakości, ilości, smaku i ogólnych wrażeń do ceny. Tutaj wypada to na prawdę fatalnie i nie widzę raczej okoliczności łagodzących. Restauracja Mock to eleganckie miejskie z klasą, ale totalnie bez duszy. Brakuje tu klimatu, brakuje popularnej w czasach międzywojennych muzyki, brakuje “tego czegoś”. Wielkie rozczarowanie i wielki smutek. Oczekiwania były wysokie, ale cały potencjał idei, historii, Marka Krajewskiego, Honorowego Obywatela Wrocławia, Eberhalda Mocka, Breslau został totalnie niewykorzystany. Wielka Szkoda… A Wy? Mieliście może okazję odwiedzić to miejsce? Jestem bardzo ciekaw Waszych komentarzy.
Restauracja MOCK
Ul. Świdnicka 9,
50-066 Wrocław
tel.: 793 009 721
Ceny podane we wpisie z różnych przyczyn mogą się zmienić więc przed odwiedzeniem restauracji warto zapoznać się z aktualnym cennikiem.