Smakosze, jak wiecie na co dzień tworzę relacje z wyjść do wrocławskich restauracji i barów. Jak się jednak okazuje, szalejąca inflacja powoduje, że wyjście do restauracji zaczyna być dobrem luksusowym. Pozostaje gotowanie w domu. Ale czy na pewno?
Okazuje się, że w dobie inflacyjnego kryzysu pomysłowość ludzi jak zawsze weszła na całkowicie nowy poziom. Otóż na wrocławskich, facebookowych grupach zaczęły pojawiać się oferty sprzedaży różnych dań, za cenę widocznie niższą niż w restauracji. Jednak czy warto?
Postanowiłem to sprawdzić! Zrobiłem porównanie domowego ramenu z ramenem z restauracji.
Zawodnicy: OKAMI RAMEN BAR I DOMOWY RAMEN OD GRUPOWICZA Z WIDZIALNA RĘKA – WROCŁAW.
Który okazał się lepszy? Poniżej moje wnioski.
OKAMI RAMEN BAR
Startujemy od restauracyjnego zawodnika. Przez aplikację zamówiłem Kamo Paitan Ramen czyli wieprzowy bulion z makaronem, piersią z kaczki sous vide, ajitsuke tamago, grzybami, pak choyem, porem i olejem chili (42 zł + dowóz 4,49 zł).
Zamówienie dotarło do mnie bardzo dobrze zapakowane, pojemnik ze wszystkim składnikami wyglądał estetycznie, a bulion był jeszcze gorący więc obyło się bez podgrzewania. Jego konsystencja i kolor również zachęcały do skosztowania, a porcja była dość sowita.
Postanowiłem ocenić obie pozycje przez pryzmat jakości składników i osobno bulionu. Kaczka była bardzo smaczna, soczysta i delikatna. Jajko też wypadło solidnie, delikatnie słone, kremowe i płynne w środku. Makaron – bez zastrzeżeń, i w smaku i w ilości. Dolewam bulion i…? Przypominają mi się lata młodości, wycieczki do Krakowa i odwiedziny kopalni w Wieliczce. Tak, ja wiem, ramen musi być słony… Ale w tym przypadku moje zdolności oceny smaku zostały całkowicie zdewaluowane. Zawartość soli w bulionie uniemożliwiła mi przede wszystkim całościową ocenę jego smaku oraz sprawiła, że po prostu nie byłem w stanie dokończyć całego posiłku. Wielka, wielka, wielka szkoda bo jakość poszczególnych składników absolutnie na to nie zasługiwała.
DOMOWY RAMEN GRUPOWICZA Z WIDZIALNA RĘKA – WROCŁAW
Dzień później miałem okazję spróbować zawodnika z wrocławskiej grupy fb. W tym przypadku ramen składał się z bulionu wołowo-wieprzowego, makaronu, duszonego boczku chashu, jajka ajitsuke, grzybów mun/shitake, pędów bambusa/kiełków fasoli mung, szczypioru i kukurydzy (29 zł + odbiór).
Odebrane zamówienie było zapakowane w reklamówce w taki sposób, że nie trzeba było się martwić, że całość może się rozlać. Do zestawu dostajemy pałeczki oraz oryginalną wizualnie ( 🙂 ) instrukcję jak przygotować i spożyć zupę. Pojemnik z dodatkami również wyglądał estetycznie, w tym przypadku bulion był do podgrzania, co zajęło dosłownie 5 minut.
Zacznijmy od mięsa chashu – nie mam zastrzeżeń, było naprawdę kruche, niewysuszone i bardzo dobre w smaku. Co do jajka, tutaj mam lekki problem ponieważ po przekrojeniu widać było, że jest ugotowane na twardo. Moim zdaniem płynne żółtko dodaje całości dodatkowych walorów smakowych i fajnej konsystencji. Na język rzuciły mi się też pytania dotyczące makaronu. Odniosłem wrażenie, że w miarę kolejnych kęsów, wychodziła z niego lekka mączystość, ale nie było też tragedii. Co do reszty dodatków, bardzo fajnie ze sobą współgrały. Czuć miłe akcenty kukurydzy, grzybów, kiełków, ale też smaków kwaśnych/kiszonych – z początku myślałem, że to może być kimchi, ale nie znalazłem nic takiego w składzie. Jeśli chodzi o bulion to tutaj jest znacznie, znacznie lepiej. Jest znacznie bardziej klarowny. Słony, ale w normie przez co możemy jasno i klarownie ocenić zarówno smak bulionu, jak i fuzję jego smaku z poszczególnymi dodatkami. W całokształcie jest to bardzo poprawna, odpowiednio pikantna pozycja, którą zjadłem z przyjemnością. Zaznaczę, że w tym przypadku porcja była jednak znacznie mniejsza.
WNIOSKI
Żeby nie było… Ten wpis nie powstał po to żeby zachęcać Was do korzystania z coraz bardziej popularnych pomysłów sprzedaży domowych potraw przez facebookowe grupy. Nie ma też absolutnie zniechęcać do korzystania z usług restauracji, które mimo wzrostu cen wciąż niosą ze sobą porządną jakość. Podobnie działa to oczywiście w drugą stronę. Ma z kolei zachęcić Was do testowania, poznawania nowych smaków, oceniania i porównywania. Bo często jest tak, że skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać – a czasy są jakie są. Doceniam także kreatywność mieszkańców Wrocławia i myślę, że takie homemade wyroby sprzedawane za pośrednictwem FB oraz poczty pantoflowej, będą cieszyły się coraz większą popularnością – przynajmniej do czasu odwiedzin sami wiecie kogo 🙂 .