„Restauracja Przystań to wymarzone miejsce, by wyznać sobie miłość, przeżyć chwile wzruszeń, natchnąć romantyzmem i spokojem. To także idealny wybór dla zapracowanych, którzy chcą zjeść smaczny lunch lub omówić interesy z partnerem biznesowym.”
Tak do odwiedzenia Przystani zachęcają na stronie internetowej jej właściciele. Czy Wrocławski Smakosz podpisuje się pod tą kuszącą, kulinarną wizualizacją?
Zapraszam na relację z tego wyjątkowego miejsca!
MIEJSCE
Dlaczego jest wyjątkowe? Bo wchodząc do lokalu usta samoistnie się uśmiechają. Jeszcze nic do nich nie włożyłeś, a mózg wysyła jasny sygnał, że tu musi być dobrze! Z resztą czy restauracja znajdująca się pomiędzy dwoma historycznymi mostami, z widokiem na Odrę i Uniwersytet Wrocławski, może nie robić wrażenia? Polecam wizytę w godzinach wieczornych – wtedy gra świateł robi dodatkowy klimat.
Naprawdę mocnym punktem restauracji jest jej wnętrze. Figura wioślarza, ryciny na ścianach ze starym Wrocławiem dodają naprawdę fajnego klimatu. Wnętrze jest pastelowe, ciepłe, nienachalne, a równocześnie bardzo stylowe i eleganckie. Jest płasko i dostępnie dla wszystkich.
Z KIM
Szanowni właściciele, przekonaliście mnie… Zasiadając do stolika, tak właśnie wyobrażam sobie idealne miejsce na romantyczną kolację, randkę czy oświadczyny. Pięknie podane jedzenie i wspaniałe widoki sprawiają, że chwile spędzone w tym miejscu mogą być niezapomniane. Jest oficjalnie, ale też bez zbędnego nadęcia, dlatego Przystań można uznać za dobre miejsce na formalne spotkania biznesowe czy też mniej formalne wyjście ze znajomymi. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że jest to jedno z wrocławskich miejsc, które najczęściej wymieniane są po pytaniu „gdzie mogę celebrować wyjątkową okazję?”.
JEDZENIE
W Przystani pojawiłem się zupełnie spontanicznie. Mimo tego, że było to późne piątkowe popołudnie, udało się znaleźć stolik bez wcześniejszej rezerwacji. Od progu przywitała mnie bardzo miła obsługa. Było dość wietrznie, dlatego zająłem stolik z widokiem na rzekę i uniwersytet, ale jednak wewnątrz. Należy jednak podkreślić, że miejsca na tarasie robią genialny klimat i mogą uczynić kolację jeszcze przyjemniejszą.
W Przystani króluje kuchnia śródziemnomorska, a jak przekonuje strona internetowa – menu jest skomponowane w taki sposób, by zaspokoić najbardziej wyrafinowane gusta. Zjemy tu ryby, owoce morza, makarony, sałatki – wszystko z nawiązaniem do tematyki śródziemnomorskiej kuchni, ale też pierś z kaczki czy stek z polędwicy wołowej. W restauracji znajdziemy też bogatą selekcję win, których w karcie jest ponad sto. Za jakość serwowanych dań odpowiada Karol Sankowski – doświadczony szef kuchni, Szef Roku Polski Zachodniej według Przewodnika Gault&Millau z 2018 roku.
To, co podoba mi się w Przystani, to krótka, ale też treściwa karta menu. Na pierwszy rzut oka wybór może wydawać się nieco ograniczony, ale z drugiej strony mamy poczucie, że dania są wysoce dopracowane – co widać na fotografiach. Warto też dodać, że codziennie pojawia się serwowane przez szefa kuchni menu dnia, które jest swego rodzaju niespodzianką. Dodatkowego czaru temu miejscu dodaje naprawdę wspaniała, nienachalna, bardzo pomocna obsługa, która doskonale zna serwowane dania i pomaga w wyborze niezdecydowanym.
Na przystawkę wybieram zupę dnia – krem ze szparagów oraz burratę, również ze szparagami. Jak widać kuchnia w pełni korzysta z sezonu na ten właśnie produkt.
Zupa jest niesamowicie puszysta i lekka, natomiast ponad smak szparagów znacząco wybija się trufla. To za sprawą obecnej w kremie oliwy truflowej. Jest gładko, minimalnie pikantnie, wyraziście i chrupiąco, dzięki obecnej na tafli zupy posypce z pokruszonych orzechów.
Festiwal kremowości kontynuujemy za sprawą burraty, położonej na idealnie przyrządzonych szparagach. Obecne w tym daniu pesto z czosnku niedźwiedziego nadaje daniu przyjemnej oleistości, plastry rzodkiewki i pestki granatu z kolei wpływają na akcenty świeżości w daniu. Jako wielki fan szparagów, mogę powiedzieć, że obie przystawki okazały się być smaczną rozgrzewką przed głównymi gwiazdami tegoż popołudnia.
Na danie główne wybieram słynną już sałatkę z wątróbką oraz halibuta z sosem a’la bouillabaisse. Sałatkę nie bez przypadku określiłem mianem słynnej, ponieważ jest to pozycja, która występuje w karcie Przystani od początku jej istnienia. Ten fakt przekonał mnie do tego, żeby wyjść ze strefy komfortu (bo nie jestem wielkim fanem wątróbki) i spróbować „specjalności zakładu”. Jakie było moje zdziwienie po pierwszych kilku kęsach… Słodycz z obecnych w sałatce owoców oraz bezy malinowej pięknie korespondowała ze słonymi akcentami wątróbki i parmezanu. Zaskakująca była też jej niezwykle treściwa porcja. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć – jeśli chcesz odczarować traumę z dzieciństwa, jaką w moim przypadku była stołówkowa wątróbka, to warto zaryzykować i zamówić tą pozycję.
Halibut z sosem o trudnej wymowie a’la bouillabaisse, to wyższa szkoła kuchni. Zarówno smakowo jak i wizualnie. Kelnerka przynosi danie, kładzie je przed moimi oczami, a jedyną myśl jaką mam – jest tak piękne, że żal wbić w nie widelec… Halibut z chrupiącą skórą jest bardzo soczysty, kruchy, ale w żadnym stopniu niewysuszony. Podany jest na marynowanym w burakach izraelskim kuskusie, razem z puree ze słodkiej marchwi. Smak ryby rewelacyjnie dopełniają akcenty śródziemnomorskie – genialna krewetka głębokomorska oraz esencjonalny sos z homara. Wyczuwalne są też nutki pikantności, na co wpływa prawdopodobnie majonez jalapéno. Co prawda są takie momenty, gdzie na języku zostaje delikatnie gorzka nuta, natomiast nie zmienia to całokształtu bardzo smacznego i bogatego w smaki dania.
Na deser nie mam już miejsca… Zmieściłem jedynie kawkę latte. Przystań przygotowała jednak propozycję dla smakoszy słodkości, którzy mogą zjeść bezglutenowe brownie ze słonym karmelem, gałką lodów o tymże smaku oraz kruszonkę rabarbarową z tytułowym rabarbarem, jabłkiem, gałką lodów waniliowych i kruszonką. Kusiło, kusiło, ale nadrobię następnym razem.
ZA ILE
Przystań nie jest najtańszym miejscem, ceny plasują się raczej na wyższej półce. Wychodzi więc na to, że odwiedziny w tej malowniczo położonej restauracji faktycznie mogą natchnąć romantyzmem i spokojem, ale wzruszenie spowodować może nie tylko miło spędzony czas z ukochaną osobą, ale też rachunek. Biorąc pod uwagę oczywiście, że będziemy chcieli skosztować pełnego spektrum kulinarnego restauracji oraz selekcji win.
Ja byłem, odwiedziłem, wzruszyłem się i wrócę! A ty Smakoszu? Byłeś?
Podziel się swoimi wrażeniami i pochwal się co jadłeś!
Restauracja Przystań
ul. Księcia Witolda 2
50-202 Wrocław
telefon: 502 130 893
e-mail: przystan@przystan.wroc.pl
Pingback: Gdzie zjeść na Stabłowicach? Fabryka smacznie Cię nakarmi! – Wrocławski Smakosz